Szarwark, czyli sprzątanie Brzoskwiniowej
(mho) | 29 maja 2011

Brzoskwiniowa to ulica jakich w Starej Miłosnej wiele? Nie, to ulica wyjątkowa. Choć, jak niemal wszędzie, drogę stanowią tu płyty ułożone 20 lat temu, to na mini działeczkach stoją domki i bliźniaki, w których mieszkają wspaniali ludzie. Ostatnio wpadli na pomysł, by zorganizować szarwark. Co to takiego u licha? Szarwarkiem do 1958 roku nazywano obowiązkowe prace, jakie mieszkańcy wsi musieli wykonać na cele publiczne, np. łatanie wałów przeciwpowodziowych czy budowa drogi... A tak się składa, że uroda drogi na Brzoskwiniowej leży mieszkańcom bardzo na sercu. Bo choć ludzie są wspaniali, to sama ulica taka nie jest: zapadająca się jezdnia, dziury na poboczach, brak chodnika, wszechobecny kurz w upał, błoto w deszcz...
Szarwark, a może czyn społeczny?
Pomysł był prosty. – Na wiosnę trzeba posprzątać – powiedziała Gabrysia. Czyn społeczny nie spotkał się z entuzjazmem, ale już szarwark – praca na rzecz wspólnoty – brzmi znacznie lepiej. Kwiecień jest krótki, ale udało się ustalić termin, który pasował niemal wszystkim. Iwona zadzwoniła do Urzędu Dzielnicy i z Grażyną Garwacką, szefową Zespołu Ochrony Środowiska, uzgodniła wywóz zebranych śmieci.
W sobotę, pierwszy dzień długiego weekendu, przed 11 zaczęło się zamiatanie, mycie, łatanie dziur, koszenie, grabienie, zbieranie, czyli wielkie sprzątanie Brzoskwiniowej. Wszyscy w strojach roboczych. Każdy pracował wokół swojej posesji i sprzątał kawałek „ziemi niczyjej”. Po godzinie 13 Gabrysia serwowała pyszny żurek i świeży chleb ze smalcem, który zrobiła Hania. A potem znowu praca, i tak do godziny 15, gdy na ulicę przyjechał samochód po worki wypełnione śmieciami.
Gadu-gadu przy grillu
Pogoda była piękna, więc zaplanowany grill udał się znakomicie. Stoliki i krzesła stanęły na ulicy pod rozłożystym czarnym bzem. Impreza była koszykowa, każdy przyniósł, co miał najlepszego, a jedzenie po ciężkiej pracy smakowało znakomicie. Wojtek i Marek rządzili grillem, dla dzieci było małe co nieco, grała muzyka, były tańce na betonowych płytach, a że towarzystwo jest rozrywkowe, spotkanie zakończyło się po 23.
Jak to możliwe?
Dwanaście godzin z sąsiadami – możliwe i fantastyczne, jeśli się chce. Podobne imprezy odbywają się przy Brzoskwiniowej od trzech lat. W czerwcu jest święto ulicy z koncertem „Chłopaków spod jedynki”, konkursami, śpiewami, podchodami etc. We wrześniu jest pożegnanie lata. Są sąsiedzkie wigilie u Violi i Marka. Był bal ostatkowy u Iwony, biesiada polska, wyprzedaż garażowa, wspólne robienie sushi i pierników świątecznych, a nawet babski wypad do pracowni ceramicznej w Józefowie... Aż chce się tutaj mieszkać, bo wszyscy się znają po imieniu, bo można liczyć na pomoc sąsiada, iść na ploteczki czy pogadać przy płocie o tym i o owym...
Infrastruktura, głupcze!
Rozmowy dotyczą często stanu technicznego ulicy. A ten jest żałosny! Kilka godzin pracy z zakasanymi rękawami pokazało, że dopóki ulica nie zostanie porządnie zrobiona przez dzielnicę, trudno mówić o jej porządnym sprzątaniu. Dziś nie ma co marzyć o spacerze w szpilkach, zasypane dziury w poboczach znowu straszą, jezdnia dzień po dniu zapada się coraz mocniej. Gdy solidnie popada deszcz, nie można się stąd wydostać bez wysokich kaloszy, a woda zalewa piwnice domów. I choć mieszkańcy Brzoskwiniowej piszą do urzędu prośby o zrobienie nawierzchni, o remont nawierzchni... sytuacja pozostaje bez zmian. Może lepiej by zrobili, gdyby w czynie społecznym sami położyli drogę? Tylko wtedy – po co urząd dzielnicy?
Tagi: sprzątanie, czyn społeczny, sąsiedzkie, akcja
Komentarze użytkowników (0)
Dodaj komentarzKalendarz Imprez
Najbliższe wydarzenia
Piątek, 10 lutego 2023
Pijcie Ocet, czyli spektakl w WCK Marysin
Niedziela, 12 lutego 2023
Lwy Fortepianu w hotelu Boss


Nasza ankieta
Jaka forma imprez lokalnych podoba Ci się najbardziej?