Qlturka: Zjednoczone stany niezrozumienia
Martyna Nowosielska-Krassowska | 28 lutego 2017
„Zjednoczone stany miłości”, reż. Tomasz Wasilewski
Kiedy w kinach pojawiły się „Zjednoczone stany miłości” Tomasza Wasilewskiego i pierwsze recenzje ujrzały światło dzienne, przez chwilę zdawało mi się, że znaleźliśmy polskiego Almodovara. Reżyser, który zrozumiał kobiecą duszę – to określenie pojawiało się tu i tam nader często. Nie twierdzę, że kobiecej duszy nie umie zrozumieć mężczyzna, ale na pewno nie udało się to temu konkretnemu.
Nie będę pisać o wymiarze artystycznym, o pięknych ujęciach, o ukrytych symbolach czy aktorstwie na wysokim poziomie. Wszystko to w tym filmie się znajduje, nie da się temu zaprzeczyć. Ale brak tu tego, o czym wokół filmu mówi się najwięcej – prawdziwego zrozumienia kobiet. I dlatego na tym warto się skupić.
Reżyser zapomniał chyba o jednej, dość istotnej kwestii. Kobiety w swoich umysłach i psychikach, czy też górnolotnie duszach, mają coś więcej niż obsesję na punkcie mężczyzn. Gdyby nie delikatnie zaznaczony na koniec filmu wątek lesbijski, można by pomyśleć, że kobieta to istota zdeterminowana przez chęć posiadania tego ukochanego. Najlepiej, jeśli jest niedostępny – bo jest księdzem albo mężem. Dodatkowo jest tak zdesperowana, że nie cofnie się przed niczym i zniszczy wszystko wokół siebie, żeby ten cel osiągnąć. Poza tą obsesją niewiele wypełnia życia bohaterek Wasilewskiego. Nawet przedstawiona na koniec kobieta homoseksualna przejawia lekką obsesję, a jej podejście do obiektu westchnień można by momentami spokojnie nazwać męskim szowinizmem.
Kobiety Wasilewskiego można określić w większości ich stosunkiem do mężczyzn, bo to właściwie jedyne, co cechuje je w tym filmie. A więc mamy zakochaną w księdzu, zdesperowaną kochankę szukającą zemsty na mężczyźnie, który właśnie stracił żonę, oraz jej młodszą siostrę, której mąż od lat pracuje w Niemczech, a ona sama w kółko mówi o szansie, jaką jest przyjazd „fotografa z Warszawy”. No i mamy homoseksualną rusycystkę, o której wiemy niewiele, bo jak życie wielu homoseksualistów na początku lat ‘90 w Polsce i jej własne jest ukryte – o swojej poprzedniej kochance mówi „siostra”, a dziewczynie, którą kocha, nigdy wprost nie powie, co czuje. Chciałoby się wprowadzić do tego filmu chociażby nieco więcej wsparcia między tymi kobietami. Dać im porozmawiać o swoich problemach, co może pomogłoby im wyjść z matni, w jakiej się znajdują. Ale większość ich relacji nie opiera się na niczym szczególnie głębokim. I znowu – Wasilewski chyba zapomina, że kobiety mogą się wspierać i jak najbardziej powinny. I zapomina, że mogą rozwiązywać sytuacje życiowe inaczej niż bezwzględnym chłodem w walce o mężczyznę.
W filmie jest jakaś nutka nadziei. Mamy silne postacie kobiece w głównych rolach, ale mimo pozorów powtarzają one znane nam już klisze. Mamy w głównej roli postać nieheteronormatywną, ale nadal uwikłaną w dość heteronormatywnej sytuacji. Wydaje się, że wystarczyłoby kilka przekonstruowań, aby stworzyć film, o którym można by powiedzieć, że próbuje zrozumieć duszę kobiet. Póki co widzę, że Wasilewski stara się wkroczyć na dobre ścieżki, ale cały czas na kobiety patrzy męskimi oczami.
Martyna Nowosielska-Krassowska
martyna.nowo@gmail.com
Tagi: Qlturka, Zjednoczone stany miłości, Tomasz Wasilewski, film, recenzja filmu
Komentarze użytkowników (0)
Dodaj komentarzKalendarz Imprez
Najbliższe wydarzenia
12 czerwca - 21 sierpnia 2022
Falenickie Koncerty Plenerowe 2022
5 - 26 sierpnia 2022
Potańcówki w Sinfonii Varsovii
6 - 28 sierpnia 2022
Bezpłatne rejsy i przeprawy promowe w Wawrze!


Nasza ankieta
Jaki sport najchętniej uprawiasz w Wesołej?